- Kolejny raz porządnie spóźniłaś się na lekcję! - surowa nauczyciela tak głośno zwróciła mi uwagę, że usłyszałam jej donośny głos. Pani wolno zbliżała się do mojej ławki, poprawiała swoje okulary.
- Przepraszam? - powiedziałam z wyraźnym sarkazmem w głosie.
- Do dyrektora! - wykrzyczała jeszcze głośniej niż parę sekund temu, wskazując ręką drzwi. Wykonując gest bezradności wstałam z krzesła i w ciszy opuściłam salę. Gabinet mojego ojca znajdował się na samym końcu korytarza. Tak, srogi pan siedzący na swoim "świętym" krześle, pomiatający wszystkimi i wszystkim przyczynił się do mojego stworzenia. To nie pierwsza moja wizyta, odwiedzałam to miejsce prawie codziennie. Niezależnie otworzyłam drzwi i bez żadnego namysłu usiadłam na dobrze znanym mi krześle. Drogi dyrektor siedział odwrócony plecami do mnie, zajmował się swoją "pracą".
- Dobra, gadaj co masz do powiedzenia i spadam. - powiedziałam bawiąc się swoimi włosami, przykuwając uwagę szanownego dyrektora. Ojciec gwałtownie obrócił swoje obrotowe siedzenie i głośno westchnął, wzrok miał załamany.
- Ile razy będę jeszcze powtarzać, że robisz źle? Codziennie próbuję wbić ci do głowy, że twoje zachowanie jest naganne! - zabrał głos błagającym wzrokiem.
- Zrozumiałam. - rzekłam po czym gwałtownie wstałam z krzesła. Miałam dość słuchania tych bredni. Udawał zatroskanego ojca, prawda jest taka, że ma mnie gdzieś.
- Masz wrócić na lekcje. - powiedział spokojnie spoglądając na mnie bacznie.
- Zostało niepełne 10 minut, idę do domu. - oznajmiłam stanowczo otwierając drzwi.
- Przez te 10 minut może się czegoś nauczysz. - zakomunikował poważnie wstając i szarpiąc mnie za rękaw. Nie miałam wyboru, ojciec zaprowadził mnie pod samą klasę. Ponownie weszłam do niej z obojętnością, ale tym razem zajęłam miejsce obok John'a. Nauczycielka spojrzała na nas wrogim wyrazem twarzy i zaczęła dalej tłumaczyć jedno z działań matematycznych. Chłopak lekko szturchnął mnie w ramie i podsuną małą karteczkę. Ciekawa jej zawartości gwałtownie, ale dyskretnie zabrałam się za czytanie.
Ze zdumienia otworzyłam usta. Zdanie napisane przez mojego przyjaciela całkowicie mnie zaskoczyło. Na papierze jasno i wyraźnie widniała każda literka, nie było mowy o pomyłce. Zarwał z Christine, ciągle nie dowierzałam. Przecież byli nierozłączni, przynajmniej do czasu. Od niedawna zauważyłam zmianę w ich związku, na początku przymykałam na to oczy, jednak teraz wiem, że to nie była zwykła kłótnia. Wszystko zaczęło do mnie docierać, to dlatego Christine zwolniła się z lekcji, to dlatego miała oczy czerwone od płaczu, to dlatego z biegiem wybiegła ze szkoły. Chociaż od niepamiętnych czasów nasze stosunki do siebie nie są najlepsze, było mi jej szkoda. Dobrze znałam te uczucie, często chłopak złamał mi serce. Dzwonek zadzwonił, każdy uczeń prędko opuścił klasę tylko ja i Liam zignorowaliśmy przerwę.
- Davis i Williams zamykacie i sprzątacie klasę, klucz przynieście do pokoju nauczycielskiego. - srogo powiedziała matematyczka, rzucając klucz w naszą stronę . Gdy w pomieszczeniu byliśmy tylko my zabrałam głos.
- Czemu? - zapytała załamując wzrok.
- Po prostu nam się nie układało... - westchnął chłopak wpatrując się w moje oczy.
- Jak to? Przecież ostatnio widziałam was takich szczęśliwych, wszystko było dobrze! - wykrzyczałam gwałtownie poruszając dłońmi. Wiedziałam, że John mimo wszystko zrobił źle, pasowali do siebie, chciałam jego szczęścia.
- Wiem czego chce. - oznajmił chwytając moje rozkołysane ręce. Nieoczekiwanie poczułam jego wargi na moich ustach. Pod wpływem zaskoczenia nie zrobiłam nic. W głowie panował chaos, moje myśli nabierały różnych kierunków , ciało stało bezwładne. Nieplanowanie ktoś wparował do klasy, gwałtownie odsunęliśmy się od siebie. Była to Sophie, moja najlepsza przyjaciółka, przez tą niespodziankę jaką napotkała nie wydusiła z siebie , żadnego słowa, rozczarowana wyszła z sali. Bez namysłu ruszyłam w jej stronę, za sobą usłyszałam głośnie westchnięcie chłopaka. Sophie siedziała na schodach, złość rozpierała każdy skrawek jej ciała. Przyjaźniła się ze mną, ale również z Christine, to mnie przerażało jeszcze bardziej.
- Co to miało być? - wyszeptała groźnie.
- To nie tak jak myślisz... - powiedziałam bezradnie.
- Zdajesz sobie sprawę, że Christine wypłakiwała się w moje ramie? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to ty doprowadziłaś ją do takiego stanu? I co? Jak ja mam się teraz zachować? Milczeć, kłamać? - wykrzyczała prosto w moją twarz, nerwowo bawiąc się paznokciami.
- To tylko taki jednorazowy wybryk, nie wiem co się stało. Chyba jej nie powiesz? - wymamrotałam z obawą w głosie.
- Muszę to przemyśleć, cześć! - powiedziała kręcąc gwałtownie głową po czym szybko opuściła budynek. Zawiodłam się na sobie, chociaż ten pocałunek, on nie był z mojej winy. Nic, kompletnie nic nie odczuwałam do John'a, żadnej miłości, zauroczenia, jedynie przyjaźń, która teraz nabrała niepewny kierunek. Czyn mojego przyjaciela to tylko i wyłącznie szczeniacki całus, nic więcej. Zakłopotana opuściłam obszerny budynek. Pełna wyrzutów sumienia wróciłam do swojego domu. Ojciec jeszcze był w pracy, co mnie uszczęśliwiło. Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła je przyszła żona mojego taty, Jen. Nie zwracając uwagi na platynową blondynkę szybkim krokiem weszłam do swojego pokoju, znajdującego się na pierwszym piętrze. Mocno rzuciłam torbą w kąt i włączyłam głośno muzykę. Przez chwilę zapominałam o wszystkich problemach, które mnie otaczały. Przez jedną maleńką chwilę poczułam się wolna od przykrych sytuacji. Oazę spokoju przerwała Jen, która z grymasem na twarzy wparowała do mojego pokoju.
- Puka się. - oznajmiłam wściekła.
- Możesz smarkulo ściszyć tego grata? - zapytała zdenerwowana po czym wyłączyła mój sprzęt.
- Spokojnie, złość piękności szkodzi a mój tatuś nie będzie finansował ci kolejnych operacji plastycznych. - powiedziałam ironicznie uśmiechając się w stronę blondynki.
- Pożałujesz tego! - podeszła bliżej mnie i przerażająco pogroziła palcem. Pełna złej energii wyszła z pomieszczenia gwałtownie zamykając drzwi. W pewnej mierze poprawiła mi humor, nie robiłam sobie nic z jej pogróżek. Po chwili usłyszałam wołanie mojego imienia, niechętnie zeszłam na dół. W frontowych drzwiach stała Christine, rozgniewana dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Zdziwiona czekałam na wytłumaczenie mojego odwiecznego wroga. Dziewczyna z całej siły popchnęła mnie do ściany.
- Ty dziwko, z życia zrobię ci piekło! - wykrzyczała wbijając mi długie paznokcie w ramię. Nie zdążyłam nic powiedzieć, odeszła. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło. Jej słowa jednak wzbudzały u mnie przerażenie. Zamieszana ponownie weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na miękkim, wygodnym łóżku i próbowałam dotrzeć do wyjaśnienia tej sytuacji. Nagle znów usłyszałam swoje imię. Tym razem ojciec zakłócał spokój, który przez chwilę mi towarzyszył. Nieprzytomnie zeszłam po schodach na parter. Tata jak i jego przyszła żona wydawali się zaniepokojeni .
- Usiądź, musimy pogadać. - oznajmił chłodno ojciec. Zajęłam miejsce na krześle i niecierpliwie czekałam na "rozmowę".
- Jen widziała jak wstrzykujesz sobie narkotyki. - powiedział poważnie mój ojciec. Zaskoczona tymi słowami gwałtownie wstałam z krzesła.
- Nie wierzę, nie wierzę, że ta pusta idiotka jest ważniejsza ode mnie! -wykrzyczałam na cały głos, szarpiąc z zdenerwowania swoje włosy.
- Ona widziała, że robisz sobie krzywdę! Chce dobrze dla ciebie!- powiedział równie zdenerwowany.
- Wiesz co? Prawda jest taka, że ona owinęła ciebie wokół palca. Pomiata tobą, wmawia jakieś bajeczki a ty jej ufasz bardziej nisz swojej córce! - byłam bliska płaczu, Jen spojrzała na mnie chytrze, uśmiechnęła się, jej plan się udał.
- Nienawidzę ciebie, matki i tej twojej laluni! - oznajmiłam z załamanym głosem, szybko wbiegłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i wybuchał płaczem. Każdy był przeciwko mnie, nawet własny ojciec nie dodawał otuchy. Mój płacz, przerwał dzwonek telefonu. Rozdrażniona wzięłam komórkę do ręki i odebrała.
- Hej, jest impreza, może pójdziesz z nami? - była to Sophie, jej głos nieco mnie uszczęśliwił.
- Może to dobry pomysł. - oznajmiłam przebijając się przez płacz.
- Dobra to za godzinę przyjedziemy po ciebie, cześć. - powiedziała zadowolona po czym się odłączyła. Potrzebowałam rozrywki, zabawy chciałam odizolować się od tutejszego świata. Miałam dość ciągłych sytuacji które nie dawały mi spać, chciałam zaszaleć, zapomnieć o przykrych słowach ojca, czy przerażającym zachowaniu Christine. Podeszłam do swojej przestronnej garderoby i wydobyłam z niej strój na dzisiejszy wieczór. Czarna, krótka sukienka zdecydowanie pasowała na taki wypad. Niezwłocznie weszłam do łazienki i zabrałam się za swój wygląd.
Justin.
Szedłem długim, wąskim, korytarzem. Kolejne zlecenie, kolejny przypływ kasy. Za każdym razem, gdy dostaje telefon od szefa, wiem, że jestem potrzebny. Moja praca przynosi wiele zysków, ale nie jest dla każdego. Jeżeli jesteś słaby emocjonalnie, dopadają cię wyrzuty sumienia za jakieś głupstwo nie masz tu czego szukać. Ja jestem stworzony do tego. Utajone pomieszczenie znajdowało się na końcu zimnego korytarza. Czułem gotówkę, imprezę, mocne napoje i pikantne przygody. Na metalowym krześle siedział już szef, spoglądał na mnie poważnie bawiąc się kopertą, która za parę chwil będzie należeć do mnie.
- Siadaj. - rozkazał chłodno. Zająłem jedyne wolne, niewygodne krzesło i niecierpliwie czekałem na kolejną z rzędu ofiarę.
- Denise Williams, lat 18, Perth St. - oznajmił podając mi zdjęcie i wszystkie dane. Zapoznałem się z wszystkimi dokumentami i czekałem, aż szef poda mi kopertę wypełnioną po brzegi pieniędzmi. Żadne emocji nie dotrzymywały mi towarzystwa, nawet to, że dziewczyna ma ładną buźkę i jest moją rówieśniczką nie robiło wzbudzało u mnie niczego.
- Żadnych nieplanowanych akcji. Wiesz co masz robić, bo jeżeli nie to wiesz... - oznajmił spoglądając na mnie badawczo.
- Tak, wiem. - powiedziałem poważnie. Mężczyzna podał mi oczekiwaną przeze mnie kopertę. Zadowolony z siebie wyszyłem z kieszeniami wypełnionymi pieniędzmi. Wiedziałem co będę robić tej nocy, mam kasę, władam światem.
♥♥♥♥♥♥♥
Długo zastanawiałam się jak pisać. Chodzi głownie o narrację. Wolę pisać w pierwszej ale ta historia chyba nie może zostać tak opisana. Głównymi bohaterami są Justin i Denise, w tym problem, że są po równo ważni w opowiadaniu. Może jak się zacznie akcja to zmienię narrację, bo teraz jest nudno więc, żaden problem opisać takie sytuacje z perspektywy jednej osoby. Mam nadzieję, że choć trochę rozdział się spodoba, liczę na szczere opinie. :D
Długo zastanawiałam się jak pisać. Chodzi głownie o narrację. Wolę pisać w pierwszej ale ta historia chyba nie może zostać tak opisana. Głównymi bohaterami są Justin i Denise, w tym problem, że są po równo ważni w opowiadaniu. Może jak się zacznie akcja to zmienię narrację, bo teraz jest nudno więc, żaden problem opisać takie sytuacje z perspektywy jednej osoby. Mam nadzieję, że choć trochę rozdział się spodoba, liczę na szczere opinie. :D
Rozdziały w wakacje będą pojawiać się dość często, gdy rozpocznie się
rok szkolny, rozdziały będą dodawane tak mniej więcej co tydzień. W tym
ważnym dla mnie roku spróbuję w pełni poświęcić się nauce. Zobaczymy co z tego wyjdzie. ;)
Rozdział przypadł mi do gustu i powiem ci, że nie spodziewałam się na samym początku akcji zerwania Christine z John'em. Zdziwiło mnie to. Kolejne zdziwienie to zlecenie Justina. Ma zabić Denise? Ale przecież tego nie zrobi, to oczywiste. Mimo wszystko chociaż to 1 rozdziała to jest niesamowity. Zawsze sądziłam, że początki są trudne ale widzę, że u ciebie jest inaczej. Doskonały rozdział - napisze to po raz kolejny. No a co do narracji. Mi odpowiada tak jak jest teraz, rozumiem, że oboje odgrywają ważną rolę w tym opowiadaniu także z niecierpliwością czekam na rozdział 2. www.lmlyd.blogspot.com oraz www.wind-kiss.blogspot.com ;D
OdpowiedzUsuńLubię zaskakiwać ludzi. Sama się zastanawiałam czy John ma zerwać z Christine na samym początku, i doszłam do wniosku że tak, bo nikt by się tego nie spodziewał. Dziękuję za tak miłe słowa. :*
UsuńNie spodziewałam sie takiej akcji, ale wciągnęło mnie ;) Czekam na drugi rozdział .
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://aslongasyoulooveme.blogspot.com/