Po udanym wymknięciu się z strzeżonego domu, przyszedł czas na cudowną zabawę. Wspólnie z Spohie i parą znajomych weszliśmy do dusznego i ciemnego budynku. Club nocy, odpowiednie miejsce na relaks, pozbycie się wszelkich oznak słabości, co najważniejsze na krótki czas pożyć w błogim świecie, bez żadnych udręczających ludzkie życie kłopotów. Ucieszył mnie fakt, że Spohie wydawała się normalna, co w tych okolicznościach było dziwne. W szkole moja najlepsza przyjaciółka była zawiedziona na mnie, a teraz? Teraz wzbudzała wrażenie zaspokojonej. Na parkiecie szalało mnóstwo roznegliżowanych ciał, dziewczyny wirowały w wyzywających strojach, chłopaki zachowywali się wulgarnie. Wielka kula dyskotekowa obracała się w każdą ze stron, rozświetlała i migotała wieloma barwami. Miejsce tętniło życiem, zwykłe cztery ściany po mroku zamieniły się w zoo, przepełnione po brzegi dziczyzną. Znajomi od razu zaciągnęli mnie na oblegany parkiet. Clubowa muzyka, sprawiała, że nogi same rwały się do tańca. Przez pewien krótki moment, rozluźniłam się, problemy i kłopoty przeszły na drugi plan, tak właściwie to znikły z punktu widzenia. Przez pewien krótki moment, poczułam, że żyje. Przez pewien krótki moment mogłam poprawnie odpowiedzieć na pytanie, które nękało mnie od samej mojej przygody na ziemi. Tak, przez pewien krótki moment byłam szczęśliwa, spełniona, pewna. Stan przerwał widok namiętnych pocałunków John'a i pewnej dziewczyny, łatwej dziewczyny. Cały John, lubił takie szybkie akcje, kręciły go panienki na jedną noc , ciągle był niedojrzały. Dotarło do mnie, że związek Christine i mojego najlepszego przyjaciela był budowany na kłamstwie, nie miłości. Sama Christine zaliczała chłopaków jeden po drugim, zdradzali się nawzajem, chyba pasował im taki układ. Podeszłam do tutejszego baru, usiadłam na jednym z wysokich krzeseł, byłam wykończona, fizycznie jak i psychicznie. Po niedługiej chwili przyłączyła się do mnie równie zmęczona Shopie. Niezgrabnie usiadła na krześle po czym załatwiła nam po alkoholowym napoju. Bez żadnego zastanowienia, wzięłam do ręki kieliszek i za jednym ruchem jak i łykiem pozbyłam się niebezpiecznej substancji. Przyjaciółka również postąpiła tak jak ja, w końcu zawsze lubiła dobrą zabawę. Czułam niedosyt, głód, każdy kolejny łyk, opróżniony kieliszek nie zaspakajał moich potrzeb. Pełna nadziei sięgałam po kolejną dawkę, wyobraziłam sobie minę ojca, matki, uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że to sprawiłoby im przykrość, ból, tak , chciałam tego. Nadal byłam przytomna, nadal pamiętałam. Błądząc wzrokiem po pomieszczeniu napotkałam Christine, również jak jej były bawiła się doskonale. Mimo dobrej gry dziewczyny, widziałam zazdrość, chciała zajść swojej byłej "miłości" pod skórę, jednak on nie zwracał na nią uwagi.
- Coś się stało? - zapytała niespokojnie przyjaciółka.
- Christine groziła mi, oskarżała o koniec jej związku, a teraz? Nie mogę zrozumieć fałszerstwa tych dwóch osób. - wydusiłam z siebie swoje przemyślenia.
- Gdy powiedziałam jej o zajściu w szkole strasznie się wkurzyła, również tego nie rozumiem. - oznajmiła rozbawiona Spohie, przez alkohol jej zachowanie uległo zmianie.
- Powiedziałaś jej?! Jak mogłaś! - wykrzyczałam na całe pomieszczenie gwałtownie podnosząc się z siedzenia. Nie miałam ochoty słuchać jej wyjaśnień, zresztą pod wpływem tych świństw nie powiedziałaby nic sensownego. Oburzona i zawiedziona wyszłam z zatłoczonego pomieszczenia. Świeże powietrze tego było mi potrzeba. Kolejna osoba sprawiła mi przykrość, straciłam zaufanie do kolejnego człowieka. Teraz to mogę polegać tylko i wyłącznie na sobie, nikt stąpający na tej ziemi nie posiada mojego oddania, zaufania.
Justin.
Pieniądze, sens mojego życia. Bądź co bądź ale to one uszczęśliwiają człowieka. Pewny siebie wszedłem do wybranego przez siebie clubu. Tam spędzam każdą wolną chwilę, po prostu się bawię. Od razu pokierowałem się do baru i niezwłocznie zamówiłem mocnego drinka, pełnego promili. Uwielbiałem smak pierwszego łyka, to zapowiedź czegoś o wiele większego. Każdy kolejny również robił piorunujące wrażenie, jednak zsumowanie się tej niewiarygodnej substancji to cel. Ten stan sprawia, że zapominasz o świecie, nie pamiętasz jak się nazywasz, ile masz lat czy chociaż co jadłeś na obiad. Nieoczekiwanie ktoś subtelnie przejechał dłonią po moich plecach. Zaciekawiony obróciłem się aby dotrzeć do tego, kto ma na mnie ochotę. Nie ukrywam, że chciałem się dobrze zabawić. Tajemnicza dziewczyna usiadła obok mnie na wysokim krześle.
- Widzę, że znowu mamy okazję się spotkać. - wymruczałam mi do ucha ciemnowłosa dziewczyna. Znałem ją, tak właściwie to nic o niej nie wiem. Przygoda na jedną noc, tyle.
- Christine? - zapytałem opryskliwie, zachowując dystans między nami.
- Tak Justin, dobrze mnie pamiętasz prawda? - powiedziała głaszcząc mnie po ramieniu.
- Właściwie to nie. - oznajmiłem obojętnie odtrącając dziewczynę.
- Może odświeżymy naszą znajomość? - zapytała pewna odpowiedzi, przesyłając mi buziaka.
- Nie mam nastroju i ochoty. - pospiesznie wstałem z krzesła i bez słowa pożegnania opuściłem ciasne pomieszczenie. Nie lubiłem tej dziewczyny, może i w łóżku była całkiem niezła, ale jej charakter odpychał. Kolejna laska dostała kosza ode mnie, spokojnie, mam w czym wybierać. Mój wzrok przyciągnęła burza brązowych loków, szczupła sylwetka i podniecająca czarna, krótka sukienka. Dziewczyna siedziała obrócona tyłem do mnie, jednak musiałem przekonać się czy jest warta mojej uwagi. Pewnym krokiem podszedłem do jasnowłosej panienki.
- Można? - zapytałem swoim czarującym głosem, który natychmiastowo przykuł uwagę dziewczyny.
- Tak. - wymamrotała cicho poprzez zakłopotanie. Gdy jej twarz była już w zasięgu mojego wzroku, uświadomiłem sobie, że już widziałem te rysy, oczy, usta. Takiej urody się nie zapomina, to moja kolejna ofiara, tak to za niepełne 4 dni miałem pozbawić jej życia. Mój sens pracy sam się nasunął, to dobrze, bardzo dobrze. Niewątpliwie ułatwi mi to pracę. Lekko uśmiechając się usiadłem na trawie, obok dziewczyny.
Odczuwałem strach który gromadził się w Denise, dobrze zapamiętałem to imię, towarzyszyło mi od dawna.
- Ty również masz dość clubowej atmosfery? - zapytałem lekko chichocząc pod nosem. Chciałem przełamać lody, chciałem dowiedzieć się cokolwiek o tej dziewczynie, niezwykle tajemniczej dziewczynie.
- Wolę przestrzeń od ciasnych pomieszczeń. - odpowiedziała cicho i niepewnie.
- Rozumiem cię, jak masz na imię? - zadałem pytanie na które znałem odpowiedź, dla niej jednak jestm zwyczajnym chłopakiem, nie mordercą, przynajmniej do czasu.
- Denise. - odpowiedziała ciągle nie potrafiąc pokonać nieśmiałości.
- Justin, miło mi. - powiedziałem podając serdecznie dłoń. Dziewczyna miło uścisnęła moją dłoń, na jej twarzy pojawił się uśmiech, który rozpromienił nie tylko twarz Denise ale również ciemną, bezgwiezdną noc.
- Masz ochotę na spacer? - zaproponowałem ciepło, wstając i pewnie podając dłoń jasnookiej dziewczynie. Denise bez żadnego zastanowienia przyjęła propozycję, kręcąc znacząco głową. Wspólnie dokonaliśmy realizacji przechadzki po miejscowości. Za każdym krokiem próbowałem dotrzeć do serca dziewczyny, chciałem aby powiedziała mi jak najwięcej. Mój plan się powiódł, Denise otworzyła się przede mną. Wszystkie jej żale ujrzały światło dzienne, każde jej słowo było dokładnie przemyślane, dobrane odpowiednio do zdania. Szczerze mówiąc zaimponowała mi swoją inteligencją, wnętrzem, żaden człowiek na ziemi od bardzo dawna nie miał takiej okazji. Dobrze czułem się w jej towarzystwie, chociaż ja w naszych rozmowach nie byłem szczery, a raczej nie mogłem. Zależało mi tylko i wyłącznie na jej śmierci, czas do tego dnia jeszcze nie dobiegł końca, a więc mogę sobie pozwolić na krótką, ale przyjemną znajomość. Te 4 dni chciałem wykorzystać, chciałem spędzić choć trochę czasu w jej towarzystwie, wydawała się być interesującą osobą, godną mojego cennego czasu, a więc czemu nie?
There is always time for love
wtorek, 28 sierpnia 2012
sobota, 25 sierpnia 2012
Chapter 1 "Zerwanie"
Samotnie siedziałam na środku wielkiego boiska. Wszyscy uczniowie
pilnie uczyli się w klasach, ja natomiast kolejny raz z rzędu
opuściłam sobie matematykę. Wiatr targał moimi włosami w każdą z
możliwych stron a deszcz lekko kropił na moje ciało. Najlepiej czułam się
sama, choć często i samotność mnie przerastała. Codziennie po
przebudzeniu zadaje sobie pytanie, dla niektórych banalne, dla mnie
podchwytliwe : "Kim jesteś?" Każdego dnia odkrywam swoje "ja". W życiu
przeobraziłam się w tysiące osób. Na pytanie czy jestem szczęśliwa
również nie znam poprawnej odpowiedzi. Może zdawać się, że mam wszystko,
przyjaciół, rodziców, pieniądze, nie mam pojęcia czego jeszcze mi
brakuje. Może miłości? Tak, zdecydowanie tak. Nie chodzi mi tylko o
posiadanie drugiej połówki ale i o rodziców. Matka jak i ojciec
przekazują mi "miłość" za pomocą nowych ubrań, komputera, telefonu,
myślą, że ich dziecko nie potrzebuje usłyszenia od czasu do czasu słowa
"córko,kocham cię", buziaka na dobranoc czy chociaż szczerej rozmowy. Od dłuższego
czasu nasze relacje są chłodne, dokładnie to od 4 lat. Wtedy moje życie
przestało być takie "wspaniałe". Niegdyś kochające się małżeństwo,
zdecydowało, że słowa wypowiedziane przed Bogiem były pomyłką. Rozwiedli
się, mnie skazali na cierpienie. Trudno, stało się. Niezgrabnie wstałam
i otrzepałam spodnie z zielonej trawy i innych roślin. Z słuchawkami w uszach,
weszłam do ogromnego budynku, szkoły. Korytarze puste, cisza, wszystko
wskazywało na to, że lekcje ciągle trwają. Chwyciłam za klamkę i
obojętnie weszłam do klasy, przerywając wykład nauczyciela. Nie
zwróciłam uwagi na matematyczkę, spokojnie, jakby nic się nie stało
zajęłam miejsce na samym tyle. Zamknęłam oczy i w rytm muzyki
wydobywającej się z moich słuchawek uderzałam w stół.
- Kolejny raz porządnie spóźniłaś się na lekcję! - surowa nauczyciela tak głośno zwróciła mi uwagę, że usłyszałam jej donośny głos. Pani wolno zbliżała się do mojej ławki, poprawiała swoje okulary.
- Przepraszam? - powiedziałam z wyraźnym sarkazmem w głosie.
- Do dyrektora! - wykrzyczała jeszcze głośniej niż parę sekund temu, wskazując ręką drzwi. Wykonując gest bezradności wstałam z krzesła i w ciszy opuściłam salę. Gabinet mojego ojca znajdował się na samym końcu korytarza. Tak, srogi pan siedzący na swoim "świętym" krześle, pomiatający wszystkimi i wszystkim przyczynił się do mojego stworzenia. To nie pierwsza moja wizyta, odwiedzałam to miejsce prawie codziennie. Niezależnie otworzyłam drzwi i bez żadnego namysłu usiadłam na dobrze znanym mi krześle. Drogi dyrektor siedział odwrócony plecami do mnie, zajmował się swoją "pracą".
- Dobra, gadaj co masz do powiedzenia i spadam. - powiedziałam bawiąc się swoimi włosami, przykuwając uwagę szanownego dyrektora. Ojciec gwałtownie obrócił swoje obrotowe siedzenie i głośno westchnął, wzrok miał załamany.
- Ile razy będę jeszcze powtarzać, że robisz źle? Codziennie próbuję wbić ci do głowy, że twoje zachowanie jest naganne! - zabrał głos błagającym wzrokiem.
- Zrozumiałam. - rzekłam po czym gwałtownie wstałam z krzesła. Miałam dość słuchania tych bredni. Udawał zatroskanego ojca, prawda jest taka, że ma mnie gdzieś.
- Masz wrócić na lekcje. - powiedział spokojnie spoglądając na mnie bacznie.
- Zostało niepełne 10 minut, idę do domu. - oznajmiłam stanowczo otwierając drzwi.
- Przez te 10 minut może się czegoś nauczysz. - zakomunikował poważnie wstając i szarpiąc mnie za rękaw. Nie miałam wyboru, ojciec zaprowadził mnie pod samą klasę. Ponownie weszłam do niej z obojętnością, ale tym razem zajęłam miejsce obok John'a. Nauczycielka spojrzała na nas wrogim wyrazem twarzy i zaczęła dalej tłumaczyć jedno z działań matematycznych. Chłopak lekko szturchnął mnie w ramie i podsuną małą karteczkę. Ciekawa jej zawartości gwałtownie, ale dyskretnie zabrałam się za czytanie.
Ze zdumienia otworzyłam usta. Zdanie napisane przez mojego przyjaciela całkowicie mnie zaskoczyło. Na papierze jasno i wyraźnie widniała każda literka, nie było mowy o pomyłce. Zarwał z Christine, ciągle nie dowierzałam. Przecież byli nierozłączni, przynajmniej do czasu. Od niedawna zauważyłam zmianę w ich związku, na początku przymykałam na to oczy, jednak teraz wiem, że to nie była zwykła kłótnia. Wszystko zaczęło do mnie docierać, to dlatego Christine zwolniła się z lekcji, to dlatego miała oczy czerwone od płaczu, to dlatego z biegiem wybiegła ze szkoły. Chociaż od niepamiętnych czasów nasze stosunki do siebie nie są najlepsze, było mi jej szkoda. Dobrze znałam te uczucie, często chłopak złamał mi serce. Dzwonek zadzwonił, każdy uczeń prędko opuścił klasę tylko ja i Liam zignorowaliśmy przerwę.
- Davis i Williams zamykacie i sprzątacie klasę, klucz przynieście do pokoju nauczycielskiego. - srogo powiedziała matematyczka, rzucając klucz w naszą stronę . Gdy w pomieszczeniu byliśmy tylko my zabrałam głos.
- Czemu? - zapytała załamując wzrok.
- Po prostu nam się nie układało... - westchnął chłopak wpatrując się w moje oczy.
- Jak to? Przecież ostatnio widziałam was takich szczęśliwych, wszystko było dobrze! - wykrzyczałam gwałtownie poruszając dłońmi. Wiedziałam, że John mimo wszystko zrobił źle, pasowali do siebie, chciałam jego szczęścia.
- Wiem czego chce. - oznajmił chwytając moje rozkołysane ręce. Nieoczekiwanie poczułam jego wargi na moich ustach. Pod wpływem zaskoczenia nie zrobiłam nic. W głowie panował chaos, moje myśli nabierały różnych kierunków , ciało stało bezwładne. Nieplanowanie ktoś wparował do klasy, gwałtownie odsunęliśmy się od siebie. Była to Sophie, moja najlepsza przyjaciółka, przez tą niespodziankę jaką napotkała nie wydusiła z siebie , żadnego słowa, rozczarowana wyszła z sali. Bez namysłu ruszyłam w jej stronę, za sobą usłyszałam głośnie westchnięcie chłopaka. Sophie siedziała na schodach, złość rozpierała każdy skrawek jej ciała. Przyjaźniła się ze mną, ale również z Christine, to mnie przerażało jeszcze bardziej.
- Co to miało być? - wyszeptała groźnie.
- To nie tak jak myślisz... - powiedziałam bezradnie.
- Zdajesz sobie sprawę, że Christine wypłakiwała się w moje ramie? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to ty doprowadziłaś ją do takiego stanu? I co? Jak ja mam się teraz zachować? Milczeć, kłamać? - wykrzyczała prosto w moją twarz, nerwowo bawiąc się paznokciami.
- To tylko taki jednorazowy wybryk, nie wiem co się stało. Chyba jej nie powiesz? - wymamrotałam z obawą w głosie.
- Muszę to przemyśleć, cześć! - powiedziała kręcąc gwałtownie głową po czym szybko opuściła budynek. Zawiodłam się na sobie, chociaż ten pocałunek, on nie był z mojej winy. Nic, kompletnie nic nie odczuwałam do John'a, żadnej miłości, zauroczenia, jedynie przyjaźń, która teraz nabrała niepewny kierunek. Czyn mojego przyjaciela to tylko i wyłącznie szczeniacki całus, nic więcej. Zakłopotana opuściłam obszerny budynek. Pełna wyrzutów sumienia wróciłam do swojego domu. Ojciec jeszcze był w pracy, co mnie uszczęśliwiło. Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła je przyszła żona mojego taty, Jen. Nie zwracając uwagi na platynową blondynkę szybkim krokiem weszłam do swojego pokoju, znajdującego się na pierwszym piętrze. Mocno rzuciłam torbą w kąt i włączyłam głośno muzykę. Przez chwilę zapominałam o wszystkich problemach, które mnie otaczały. Przez jedną maleńką chwilę poczułam się wolna od przykrych sytuacji. Oazę spokoju przerwała Jen, która z grymasem na twarzy wparowała do mojego pokoju.
- Puka się. - oznajmiłam wściekła.
- Możesz smarkulo ściszyć tego grata? - zapytała zdenerwowana po czym wyłączyła mój sprzęt.
- Spokojnie, złość piękności szkodzi a mój tatuś nie będzie finansował ci kolejnych operacji plastycznych. - powiedziałam ironicznie uśmiechając się w stronę blondynki.
- Pożałujesz tego! - podeszła bliżej mnie i przerażająco pogroziła palcem. Pełna złej energii wyszła z pomieszczenia gwałtownie zamykając drzwi. W pewnej mierze poprawiła mi humor, nie robiłam sobie nic z jej pogróżek. Po chwili usłyszałam wołanie mojego imienia, niechętnie zeszłam na dół. W frontowych drzwiach stała Christine, rozgniewana dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Zdziwiona czekałam na wytłumaczenie mojego odwiecznego wroga. Dziewczyna z całej siły popchnęła mnie do ściany.
- Ty dziwko, z życia zrobię ci piekło! - wykrzyczała wbijając mi długie paznokcie w ramię. Nie zdążyłam nic powiedzieć, odeszła. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło. Jej słowa jednak wzbudzały u mnie przerażenie. Zamieszana ponownie weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na miękkim, wygodnym łóżku i próbowałam dotrzeć do wyjaśnienia tej sytuacji. Nagle znów usłyszałam swoje imię. Tym razem ojciec zakłócał spokój, który przez chwilę mi towarzyszył. Nieprzytomnie zeszłam po schodach na parter. Tata jak i jego przyszła żona wydawali się zaniepokojeni .
- Usiądź, musimy pogadać. - oznajmił chłodno ojciec. Zajęłam miejsce na krześle i niecierpliwie czekałam na "rozmowę".
- Jen widziała jak wstrzykujesz sobie narkotyki. - powiedział poważnie mój ojciec. Zaskoczona tymi słowami gwałtownie wstałam z krzesła.
- Nie wierzę, nie wierzę, że ta pusta idiotka jest ważniejsza ode mnie! -wykrzyczałam na cały głos, szarpiąc z zdenerwowania swoje włosy.
- Ona widziała, że robisz sobie krzywdę! Chce dobrze dla ciebie!- powiedział równie zdenerwowany.
- Wiesz co? Prawda jest taka, że ona owinęła ciebie wokół palca. Pomiata tobą, wmawia jakieś bajeczki a ty jej ufasz bardziej nisz swojej córce! - byłam bliska płaczu, Jen spojrzała na mnie chytrze, uśmiechnęła się, jej plan się udał.
- Nienawidzę ciebie, matki i tej twojej laluni! - oznajmiłam z załamanym głosem, szybko wbiegłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i wybuchał płaczem. Każdy był przeciwko mnie, nawet własny ojciec nie dodawał otuchy. Mój płacz, przerwał dzwonek telefonu. Rozdrażniona wzięłam komórkę do ręki i odebrała.
- Hej, jest impreza, może pójdziesz z nami? - była to Sophie, jej głos nieco mnie uszczęśliwił.
- Może to dobry pomysł. - oznajmiłam przebijając się przez płacz.
- Dobra to za godzinę przyjedziemy po ciebie, cześć. - powiedziała zadowolona po czym się odłączyła. Potrzebowałam rozrywki, zabawy chciałam odizolować się od tutejszego świata. Miałam dość ciągłych sytuacji które nie dawały mi spać, chciałam zaszaleć, zapomnieć o przykrych słowach ojca, czy przerażającym zachowaniu Christine. Podeszłam do swojej przestronnej garderoby i wydobyłam z niej strój na dzisiejszy wieczór. Czarna, krótka sukienka zdecydowanie pasowała na taki wypad. Niezwłocznie weszłam do łazienki i zabrałam się za swój wygląd.
Szedłem długim, wąskim, korytarzem. Kolejne zlecenie, kolejny przypływ kasy. Za każdym razem, gdy dostaje telefon od szefa, wiem, że jestem potrzebny. Moja praca przynosi wiele zysków, ale nie jest dla każdego. Jeżeli jesteś słaby emocjonalnie, dopadają cię wyrzuty sumienia za jakieś głupstwo nie masz tu czego szukać. Ja jestem stworzony do tego. Utajone pomieszczenie znajdowało się na końcu zimnego korytarza. Czułem gotówkę, imprezę, mocne napoje i pikantne przygody. Na metalowym krześle siedział już szef, spoglądał na mnie poważnie bawiąc się kopertą, która za parę chwil będzie należeć do mnie.
- Siadaj. - rozkazał chłodno. Zająłem jedyne wolne, niewygodne krzesło i niecierpliwie czekałem na kolejną z rzędu ofiarę.
- Denise Williams, lat 18, Perth St. - oznajmił podając mi zdjęcie i wszystkie dane. Zapoznałem się z wszystkimi dokumentami i czekałem, aż szef poda mi kopertę wypełnioną po brzegi pieniędzmi. Żadne emocji nie dotrzymywały mi towarzystwa, nawet to, że dziewczyna ma ładną buźkę i jest moją rówieśniczką nie robiło wzbudzało u mnie niczego.
- Żadnych nieplanowanych akcji. Wiesz co masz robić, bo jeżeli nie to wiesz... - oznajmił spoglądając na mnie badawczo.
- Tak, wiem. - powiedziałem poważnie. Mężczyzna podał mi oczekiwaną przeze mnie kopertę. Zadowolony z siebie wyszyłem z kieszeniami wypełnionymi pieniędzmi. Wiedziałem co będę robić tej nocy, mam kasę, władam światem.
- Kolejny raz porządnie spóźniłaś się na lekcję! - surowa nauczyciela tak głośno zwróciła mi uwagę, że usłyszałam jej donośny głos. Pani wolno zbliżała się do mojej ławki, poprawiała swoje okulary.
- Przepraszam? - powiedziałam z wyraźnym sarkazmem w głosie.
- Do dyrektora! - wykrzyczała jeszcze głośniej niż parę sekund temu, wskazując ręką drzwi. Wykonując gest bezradności wstałam z krzesła i w ciszy opuściłam salę. Gabinet mojego ojca znajdował się na samym końcu korytarza. Tak, srogi pan siedzący na swoim "świętym" krześle, pomiatający wszystkimi i wszystkim przyczynił się do mojego stworzenia. To nie pierwsza moja wizyta, odwiedzałam to miejsce prawie codziennie. Niezależnie otworzyłam drzwi i bez żadnego namysłu usiadłam na dobrze znanym mi krześle. Drogi dyrektor siedział odwrócony plecami do mnie, zajmował się swoją "pracą".
- Dobra, gadaj co masz do powiedzenia i spadam. - powiedziałam bawiąc się swoimi włosami, przykuwając uwagę szanownego dyrektora. Ojciec gwałtownie obrócił swoje obrotowe siedzenie i głośno westchnął, wzrok miał załamany.
- Ile razy będę jeszcze powtarzać, że robisz źle? Codziennie próbuję wbić ci do głowy, że twoje zachowanie jest naganne! - zabrał głos błagającym wzrokiem.
- Zrozumiałam. - rzekłam po czym gwałtownie wstałam z krzesła. Miałam dość słuchania tych bredni. Udawał zatroskanego ojca, prawda jest taka, że ma mnie gdzieś.
- Masz wrócić na lekcje. - powiedział spokojnie spoglądając na mnie bacznie.
- Zostało niepełne 10 minut, idę do domu. - oznajmiłam stanowczo otwierając drzwi.
- Przez te 10 minut może się czegoś nauczysz. - zakomunikował poważnie wstając i szarpiąc mnie za rękaw. Nie miałam wyboru, ojciec zaprowadził mnie pod samą klasę. Ponownie weszłam do niej z obojętnością, ale tym razem zajęłam miejsce obok John'a. Nauczycielka spojrzała na nas wrogim wyrazem twarzy i zaczęła dalej tłumaczyć jedno z działań matematycznych. Chłopak lekko szturchnął mnie w ramie i podsuną małą karteczkę. Ciekawa jej zawartości gwałtownie, ale dyskretnie zabrałam się za czytanie.
Ze zdumienia otworzyłam usta. Zdanie napisane przez mojego przyjaciela całkowicie mnie zaskoczyło. Na papierze jasno i wyraźnie widniała każda literka, nie było mowy o pomyłce. Zarwał z Christine, ciągle nie dowierzałam. Przecież byli nierozłączni, przynajmniej do czasu. Od niedawna zauważyłam zmianę w ich związku, na początku przymykałam na to oczy, jednak teraz wiem, że to nie była zwykła kłótnia. Wszystko zaczęło do mnie docierać, to dlatego Christine zwolniła się z lekcji, to dlatego miała oczy czerwone od płaczu, to dlatego z biegiem wybiegła ze szkoły. Chociaż od niepamiętnych czasów nasze stosunki do siebie nie są najlepsze, było mi jej szkoda. Dobrze znałam te uczucie, często chłopak złamał mi serce. Dzwonek zadzwonił, każdy uczeń prędko opuścił klasę tylko ja i Liam zignorowaliśmy przerwę.
- Davis i Williams zamykacie i sprzątacie klasę, klucz przynieście do pokoju nauczycielskiego. - srogo powiedziała matematyczka, rzucając klucz w naszą stronę . Gdy w pomieszczeniu byliśmy tylko my zabrałam głos.
- Czemu? - zapytała załamując wzrok.
- Po prostu nam się nie układało... - westchnął chłopak wpatrując się w moje oczy.
- Jak to? Przecież ostatnio widziałam was takich szczęśliwych, wszystko było dobrze! - wykrzyczałam gwałtownie poruszając dłońmi. Wiedziałam, że John mimo wszystko zrobił źle, pasowali do siebie, chciałam jego szczęścia.
- Wiem czego chce. - oznajmił chwytając moje rozkołysane ręce. Nieoczekiwanie poczułam jego wargi na moich ustach. Pod wpływem zaskoczenia nie zrobiłam nic. W głowie panował chaos, moje myśli nabierały różnych kierunków , ciało stało bezwładne. Nieplanowanie ktoś wparował do klasy, gwałtownie odsunęliśmy się od siebie. Była to Sophie, moja najlepsza przyjaciółka, przez tą niespodziankę jaką napotkała nie wydusiła z siebie , żadnego słowa, rozczarowana wyszła z sali. Bez namysłu ruszyłam w jej stronę, za sobą usłyszałam głośnie westchnięcie chłopaka. Sophie siedziała na schodach, złość rozpierała każdy skrawek jej ciała. Przyjaźniła się ze mną, ale również z Christine, to mnie przerażało jeszcze bardziej.
- Co to miało być? - wyszeptała groźnie.
- To nie tak jak myślisz... - powiedziałam bezradnie.
- Zdajesz sobie sprawę, że Christine wypłakiwała się w moje ramie? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to ty doprowadziłaś ją do takiego stanu? I co? Jak ja mam się teraz zachować? Milczeć, kłamać? - wykrzyczała prosto w moją twarz, nerwowo bawiąc się paznokciami.
- To tylko taki jednorazowy wybryk, nie wiem co się stało. Chyba jej nie powiesz? - wymamrotałam z obawą w głosie.
- Muszę to przemyśleć, cześć! - powiedziała kręcąc gwałtownie głową po czym szybko opuściła budynek. Zawiodłam się na sobie, chociaż ten pocałunek, on nie był z mojej winy. Nic, kompletnie nic nie odczuwałam do John'a, żadnej miłości, zauroczenia, jedynie przyjaźń, która teraz nabrała niepewny kierunek. Czyn mojego przyjaciela to tylko i wyłącznie szczeniacki całus, nic więcej. Zakłopotana opuściłam obszerny budynek. Pełna wyrzutów sumienia wróciłam do swojego domu. Ojciec jeszcze był w pracy, co mnie uszczęśliwiło. Zadzwoniłam do drzwi, otworzyła je przyszła żona mojego taty, Jen. Nie zwracając uwagi na platynową blondynkę szybkim krokiem weszłam do swojego pokoju, znajdującego się na pierwszym piętrze. Mocno rzuciłam torbą w kąt i włączyłam głośno muzykę. Przez chwilę zapominałam o wszystkich problemach, które mnie otaczały. Przez jedną maleńką chwilę poczułam się wolna od przykrych sytuacji. Oazę spokoju przerwała Jen, która z grymasem na twarzy wparowała do mojego pokoju.
- Puka się. - oznajmiłam wściekła.
- Możesz smarkulo ściszyć tego grata? - zapytała zdenerwowana po czym wyłączyła mój sprzęt.
- Spokojnie, złość piękności szkodzi a mój tatuś nie będzie finansował ci kolejnych operacji plastycznych. - powiedziałam ironicznie uśmiechając się w stronę blondynki.
- Pożałujesz tego! - podeszła bliżej mnie i przerażająco pogroziła palcem. Pełna złej energii wyszła z pomieszczenia gwałtownie zamykając drzwi. W pewnej mierze poprawiła mi humor, nie robiłam sobie nic z jej pogróżek. Po chwili usłyszałam wołanie mojego imienia, niechętnie zeszłam na dół. W frontowych drzwiach stała Christine, rozgniewana dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Zdziwiona czekałam na wytłumaczenie mojego odwiecznego wroga. Dziewczyna z całej siły popchnęła mnie do ściany.
- Ty dziwko, z życia zrobię ci piekło! - wykrzyczała wbijając mi długie paznokcie w ramię. Nie zdążyłam nic powiedzieć, odeszła. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło. Jej słowa jednak wzbudzały u mnie przerażenie. Zamieszana ponownie weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na miękkim, wygodnym łóżku i próbowałam dotrzeć do wyjaśnienia tej sytuacji. Nagle znów usłyszałam swoje imię. Tym razem ojciec zakłócał spokój, który przez chwilę mi towarzyszył. Nieprzytomnie zeszłam po schodach na parter. Tata jak i jego przyszła żona wydawali się zaniepokojeni .
- Usiądź, musimy pogadać. - oznajmił chłodno ojciec. Zajęłam miejsce na krześle i niecierpliwie czekałam na "rozmowę".
- Jen widziała jak wstrzykujesz sobie narkotyki. - powiedział poważnie mój ojciec. Zaskoczona tymi słowami gwałtownie wstałam z krzesła.
- Nie wierzę, nie wierzę, że ta pusta idiotka jest ważniejsza ode mnie! -wykrzyczałam na cały głos, szarpiąc z zdenerwowania swoje włosy.
- Ona widziała, że robisz sobie krzywdę! Chce dobrze dla ciebie!- powiedział równie zdenerwowany.
- Wiesz co? Prawda jest taka, że ona owinęła ciebie wokół palca. Pomiata tobą, wmawia jakieś bajeczki a ty jej ufasz bardziej nisz swojej córce! - byłam bliska płaczu, Jen spojrzała na mnie chytrze, uśmiechnęła się, jej plan się udał.
- Nienawidzę ciebie, matki i tej twojej laluni! - oznajmiłam z załamanym głosem, szybko wbiegłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i wybuchał płaczem. Każdy był przeciwko mnie, nawet własny ojciec nie dodawał otuchy. Mój płacz, przerwał dzwonek telefonu. Rozdrażniona wzięłam komórkę do ręki i odebrała.
- Hej, jest impreza, może pójdziesz z nami? - była to Sophie, jej głos nieco mnie uszczęśliwił.
- Może to dobry pomysł. - oznajmiłam przebijając się przez płacz.
- Dobra to za godzinę przyjedziemy po ciebie, cześć. - powiedziała zadowolona po czym się odłączyła. Potrzebowałam rozrywki, zabawy chciałam odizolować się od tutejszego świata. Miałam dość ciągłych sytuacji które nie dawały mi spać, chciałam zaszaleć, zapomnieć o przykrych słowach ojca, czy przerażającym zachowaniu Christine. Podeszłam do swojej przestronnej garderoby i wydobyłam z niej strój na dzisiejszy wieczór. Czarna, krótka sukienka zdecydowanie pasowała na taki wypad. Niezwłocznie weszłam do łazienki i zabrałam się za swój wygląd.
Justin.
Szedłem długim, wąskim, korytarzem. Kolejne zlecenie, kolejny przypływ kasy. Za każdym razem, gdy dostaje telefon od szefa, wiem, że jestem potrzebny. Moja praca przynosi wiele zysków, ale nie jest dla każdego. Jeżeli jesteś słaby emocjonalnie, dopadają cię wyrzuty sumienia za jakieś głupstwo nie masz tu czego szukać. Ja jestem stworzony do tego. Utajone pomieszczenie znajdowało się na końcu zimnego korytarza. Czułem gotówkę, imprezę, mocne napoje i pikantne przygody. Na metalowym krześle siedział już szef, spoglądał na mnie poważnie bawiąc się kopertą, która za parę chwil będzie należeć do mnie.
- Siadaj. - rozkazał chłodno. Zająłem jedyne wolne, niewygodne krzesło i niecierpliwie czekałem na kolejną z rzędu ofiarę.
- Denise Williams, lat 18, Perth St. - oznajmił podając mi zdjęcie i wszystkie dane. Zapoznałem się z wszystkimi dokumentami i czekałem, aż szef poda mi kopertę wypełnioną po brzegi pieniędzmi. Żadne emocji nie dotrzymywały mi towarzystwa, nawet to, że dziewczyna ma ładną buźkę i jest moją rówieśniczką nie robiło wzbudzało u mnie niczego.
- Żadnych nieplanowanych akcji. Wiesz co masz robić, bo jeżeli nie to wiesz... - oznajmił spoglądając na mnie badawczo.
- Tak, wiem. - powiedziałem poważnie. Mężczyzna podał mi oczekiwaną przeze mnie kopertę. Zadowolony z siebie wyszyłem z kieszeniami wypełnionymi pieniędzmi. Wiedziałem co będę robić tej nocy, mam kasę, władam światem.
♥♥♥♥♥♥♥
Długo zastanawiałam się jak pisać. Chodzi głownie o narrację. Wolę pisać w pierwszej ale ta historia chyba nie może zostać tak opisana. Głównymi bohaterami są Justin i Denise, w tym problem, że są po równo ważni w opowiadaniu. Może jak się zacznie akcja to zmienię narrację, bo teraz jest nudno więc, żaden problem opisać takie sytuacje z perspektywy jednej osoby. Mam nadzieję, że choć trochę rozdział się spodoba, liczę na szczere opinie. :D
Długo zastanawiałam się jak pisać. Chodzi głownie o narrację. Wolę pisać w pierwszej ale ta historia chyba nie może zostać tak opisana. Głównymi bohaterami są Justin i Denise, w tym problem, że są po równo ważni w opowiadaniu. Może jak się zacznie akcja to zmienię narrację, bo teraz jest nudno więc, żaden problem opisać takie sytuacje z perspektywy jednej osoby. Mam nadzieję, że choć trochę rozdział się spodoba, liczę na szczere opinie. :D
Rozdziały w wakacje będą pojawiać się dość często, gdy rozpocznie się
rok szkolny, rozdziały będą dodawane tak mniej więcej co tydzień. W tym
ważnym dla mnie roku spróbuję w pełni poświęcić się nauce. Zobaczymy co z tego wyjdzie. ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)